[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miał wrażenie, że nad biurkiem, stojącym na środkupokoju niczym katafalk, zatrzasnęło się ciemne wieko - a był to tylko drewniany sufit, przezjakiegoś domorosłego artystę wydziergany dłutem.Ileż to razy pytała go z wyrzutem wgłosie: Dlaczego nie pracujesz u mnie? Urządziłam ci przecież takie piękne miejsce".Wylewnie dziękował, ale gdy znalazł się za ciężkimi wrotami gabinetu, gdy siadał w swojejdrewnianej klatce, nawiedzała go niemoc twórcza, której nie umiał zwalczyć.Nawet nie brałpióra do ręki.Co tam pisać, skoro nawet czytać nie potrafił w tym pokoju.Im dłużej gapił sięw ciemne ściany, tym bardziej przybliżały się do niego, jakby miały go zmiażdżyć wdębowym uścisku.Gdy już w żaden sposób nie był w stanie pokonać uczucia klaustrofobii,wymykał się po cichu, ukradkiem, aby nie poczuć na sobie zranionego wzroku kobiety, którązapewniał o swojej miłości, ale nie był w stanie zaaprobować jej mebli, gustu i ciągłegowtrącania się nie w jego życie - to było do zaakceptowania - ale w jego pracę, którą chciałzachować wyłącznie dla siebie.Jeden rzut oka wystarczył mu, aby się przekonać, że Macho całkiem swobodnie czujesię w jego dawnym miejscu tortur.Na biurku i na podłodze leżały porozrzucane papiery igazety, przy lampie stała niemal pełna popielniczka.Nie przejmował się ani wilgotną plamą,która widniała na błyszczącej politurze biurka, ani miękkim piaskowym dywanem, w którybeztrosko wkręcał obcasy butów, ani nawet jedwabnym obiciem fotela, przyjmującym naswoją błyszczącą gładz nieuważnie strząsany przez Andrzeja popiół z papierosa.- Mów.Co słychać? - Macho podkulił nogę pod siebie i wykonał gwałtowny zwrotciałem w kierunku gościa, aż kopia siedemnastowiecznego fotela załkała pod jego ciężarem.-Siedzę tu jak na zesłaniu.Nic nie wiem, ty nie dzwonisz.- Nie dzwonię, bo nie chcę, żeby cię namierzyli, a nie przyjeżdżam, bo ledwo sięwyrabiam.- Z górnej kieszeni cienkiej kurtki w kolorze khaki Marek wyciągnął dokument,który podał kumplowi, i wyjaśnił: - To twoje zaświadczenie o urlopie, dwa tygodnie, odpoprzedniego piątku.Na razie tu zostań.jesteś na wczasach.Andrzej chwycił papier i czytał uważnie, a potem wyznał z nieoczekiwanymwzruszeniem w głosie:- Mam trzydzieści cztery lata i nigdy jeszcze nie miałem oficjalnego urlopu.-Odchrząknął.- Zamiast ganiać się z ubekami, trzeba było się zatrudnić w przyzwoitym,socjalistycznym przedsiębiorstwie, miałbyś nie tylko urlopy, ale wysługę lat i prawo doemerytury, a tak, bracie, jesteś jak osesek, dopiero zaczynasz.- Startuję.- Macho ironicznie przywołał ulubione słowo szefa.- Ale powiedz, co zKrzychem? Kiedy go wypuszczą?- Nie za dużo pytań jak na jeden raz? - Marek miał ochotę odłożyć momentpowiedzenia mu prawdy, ale Andrzej, głodny nowin, nalegał.Nie miał dobrych wiadomości.Krzyśkowi przedłużono areszt do trzech miesięcy, a zaudział w aferze z narkotykami mogło grozić mu wieloletnie więzienie.Udało sięporozmawiać z prokuratorem, który przynajmniej na początku okazał się człowiekiemcałkiem życzliwym, ale tylko bezradnie rozkładał ręce.- Dysponujemy żelaznymi dowodami, panie redaktorze - twierdził stanowczym tonem.- Mamy zeznania policjantów, którzy rozgromili całą akcję, oraz niepodważalną,potwierdzoną przez kilku z nich obecność podejrzanego w miejscu przemytu.Zresztą niechpan sam powie, co młody mężczyzna może robić o trzeciej w nocy w Aomiankach, podlasem, przy warsztatach, dokładnie w miejscu gdzie właśnie dokonuje się przestępstwa?Trudno przypuszczać, że był tam na dyskotece.- Już mówiłem, panie prokuratorze, że mój pracownik zbierał tam materiał prasowy.Złożyłem stosowne oświadczenie.- Owszem, nadmieniał pan.- Prokurator pochylił siwą głowę nad aktami sprawy.- Aledlaczego pański dziennikarz nie powiadomił o swoim zamiarze policji? Nie zrobiła też tegoredakcja.A poza tym, i to jest fundamentalne pytanie, skąd podejrzany Machnicki Krzysztofwiedział o przemycie? Przecież policjanci sami dostali cynk na niecałe pięćdziesiąt minutprzed wkroczeniem do akcji, a on zeznawał, że obserwował miejsce przerzutu co najmniej odkilku godzin.Trzeba będzie rozwiązać sporo zagadek, zanim dojdziemy do prawdy.No alecóż, taka praca.- Prokurator lekko uniósł się nad krzesłem i podał mu rękę na pożegnanie.- Panie prokuratorze.- Nie chciał ustąpić, udał, że nie zauważył wyciągniętej dłoni.-Dziennikarz ma prawo do własnych zródeł informacji.Nie musi o nich meldować policji.Owszystkim, co wiedział Machnicki, i tak przeczytałby pan w naszym tygodniku.- Niech mi pan tu pierdół nie opowiada - zdenerwował się prokurator.Nagle jegopozorna dobroduszność przerodziła się w złość.- Został ujęty na miejscu przestępstwa i za toodpowie.- A ile jeszcze osób oprócz Krzysztofa Machnickiego zostało zatrzymanych? Czy możetylko on? - Co mi pan tu robi przesłuchanie? Od tego jestem ja.I dobrze panu radzę.- Głosprokuratora, choć cichszy, nadal nie brzmiał zbyt przyjaznie.- Niech pan nie wkłada palcamiędzy drzwi.Proszę pilnować swojej gazety, a nam zostawić śledztwo.- Zabrzmiało to jak grozba, panie prokuratorze.- To już kwestia pańskiej interpretacji.Mam tu tony akt i co najmniej dziesięć spraw nagłowie.Nie dysponuję już czasem dla pana, panie redaktorze.%7łegnam.- Prokuratorostentacyjnie zagłębił się w czytanie dokumentów.*Siedział już w więzieniu, wytrzyma, myślał Andrzej o bracie.Ale żeby za wolnościwylądować w pierdlu, to się nie mieściło w głowie.Poczuł, że zalewa go fala złości ideterminacji.Na zewnątrz jednak zachował spokój.- Czy wiadomo, co stało się z towarem? - spytał, zapalając papierosa, a Big Maczauważył, że piegi na pobladłej twarzy Andrzeja stały się wyrazniejsze, jakby bardziejbrązowe.- Nie mam pojęcia.Pewnie zgarnęła go policja.Prokurator nic na ten temat niewspominał.- A ty oczywiście nie zapytałeś.Jesteś na to zbyt dobrze wychowany.- Macho posłużyłsię gryzącą ironią.- Może uciekli ciężarówką z resztą towaru, którego nie zdołali jeszcze przepakować domniejszych samochodów.- Pewnie masz rację.Nie można też wykluczyć, że pieprzeni handlarze z premedytacjąprzeznaczyli jakąś część towaru na straty.Policja łatwiej wtedy uwierzy, że przeciek byłautentyczny, a nie z góry zaplanowany przez bandytów.Swoją drogą nie rozumiem, kto idlaczego chciał nas wrobić.O co chodzi?- Może to zwykły przypadek?- Wierzysz w takie przypadki? A Iks? Przecież on nas w to wplątał.- Andrzej nerwowodrapał się po brodzie.- Na kilometr węszę w tym komunę.- To mnie nie dziwi.- Marek wzruszył ramionami.- Twój nos zawsze prowadzi cię wjedną stronę.- Marek, kurwa! - Andrzej uderzył pięścią o blat biurka, aż podskoczyły starannieułożone bibeloty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]