[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Chłopa mam zazdrosnego jak Turek nie chciałammu zrobić przykrości taki był życzliwy.Kilka dni czekałam, zanim trafiłam moment, że nikogonie było w domu, bo teraz już nawet Anieli musiałam sięwystrzegać.Pokój Omerowicza przejrzałam pobieżnie, nadal.nicciekawego w nim nie było, i rzuciłam się do komody.Przyjaciel Pająka nie przechwalał się na próżno.To byłycudowne klucze, przypuszczam, że otworzyłyby nawetbramę niebieską.Zawartość komody rozczarowała mnie; trochę papieru, zktórego robił karty, kilka paczek z etykietami spirytusu.Pod nalepkami leżał jakiś świstek, spojrzałam nań, ot tak dlaporządku to był wykaz sporządzony starannym pismemOmerowicza: kodeks Justyniana 100, kodeks Napoleona 50, kodeks karny 500.Co to jest?!Oczywiście, książki mojego ojca, i to nawet w katalogowymporządku, tak jak stały na półkach.Czyżby ten truteńprzehandlowywał bibliotekę starego, a my nic o tym niewiemy?!!!Pobiegłam do pokoju ojca.Wszystko stało na swoim miejscu;wyciągnęłam pierwszą książkę, zapamiętaną ze spisuOmerowicza, przerzuciłam kartki nic.Drugą nic.O co tuchodzi?Przejrzałam ze dwadzieścia tomów, uderzyło mnie, żewszystkie odnotowane przez niego książki były w sztywnejoprawie.Zatem co oznaczały liczby? Nie, tu nie chodziło o cenęczy wartość edycji, jak w pierwszej chwili sądziłam.Naprzykład kodeks karny, wydany niedawno, opatrzony był liczbą500, podczas gdy przy unikalnym siedemnastowiecznym tomiefigurowało 20.Co za nowe świństwo wymyślił ten obwieś? Bo że jakieśświństwo, to byłam prawie pewna, tylko jakie?Jeszcze raz dokładnie kartka po kartce przerzuciłamkażdy tom, sprawdziłam okładki i.w jednej z nich wniewielkiej przestrzeni, jaka się tworzy pod grzbietem twardejoprawy, gdy się otworzy książkę, dostrzegłam małą papierowątulejkę.Siedziała głęboko, nie mogłam jej sięgnąć palcami,więc pomogłam sobie pęsetą.Rozwinęłam ją, wewnątrz byłstudolarowy banknot z podobizną Franklina w owalu.W taki sposób sprawdziłam jeszcze kilka tomów; forsa!Banknoty o różnych odcieniach zieleni, z portretami Grania,Jacksona, Hamiltona; był nawet jeden Mc Kinley z cyfrą 500oraz dwa Clevelandy z liczbą 1000! Ciężka forsa! Wszystkiebanknoty miały jednakowy format, różniły się tylko tonacjąbarwy i tym portretem w owalu.Tak! Wszystkie pasowały do kształtu i rozmiarów ręczniemalowanych kart, a raczej to karty sporządzone przezOmerowicza zostały przystosowane do kształtu i rozmiarubanknotów.A więc ten potomek muła i leniwej praczki zrobił sobieskarbonkę z ukochanych książek starego! Szybko poznałobyczaje naszego domu.Poznał? Niejeden raz słyszał to znaszych ust stary to oryginał, w jego pokoju niczego się nieprzekłada, nie przestawia, nie rusza się jego książek! O łotr!Co ja mam z wami zrobić, panowie? No, ruszcie głową,mister Franklin, a może mister Cleveland coś wykombinuje?Nie namyślając się zgarnęłam cały bank, potem zerwałampółkę książki runęły na podłogę: przebacz, ojciec! Iuciekam do siebie.Dopiero tutaj, gdy nieco ochłonęłam, zaczęłam zastanawiaćsię nad tym, co zrobiłam, i przeraziłam się jak jeszcze nigdydotąd.O głupia, głupia Zasławska, po coś ty to zabrała, dlaczego niezostawiłaś na miejscu, nie ujdzie ci to na sucho! Ale nawycofanie się było już za pózno.Teraz dopiero zdałam sobie sprawę, jaką sumę ukrywaćmogą zamienione przeze mnie karty; jeśli w każdej z nichukryty jest Cleveland? O rany! Toż to majątek!Dotychczas tylko raz poważnie myślałam o konsekwencjachzmiany kart; a jeśli coś na ten temat mnie nurtowało, to raczejciekawość.Chciałabym zobaczyć ich głupie miny, gdy tamten zParyża zawiadomił o wyparowaniu przesyłki.Diabła zjedzą,nim zrozumieją, co się stało; ale im przetasowałam te karty,wtedy byłam z siebie ogromnie zadowolona.Jednak teraz to już zupełnie przestawało być zabawne; jeślido tamtych zamienionych kart teraz dojdzie wybebeszonaskarbonka, to.Właśnie, co zrobią?Oj, Zasławska, ty nie czekaj, aż oni coś zrobią jęknęło wemnie strachajło wtedy się nie pozbierasz, to ty musisz cośzrobić, i to możliwie szybko!Odnieść te pieniądze? moje zajęcze serce gotowe było tonatychmiast zrobić; ale pójść znowu, na mansardę, otworzyćkomodę, sprawdzić spis Omerowicza, a potem poutykaćbanknoty tam, skąd je zabrałam? Nie, nie chcę!Dlaczego? Przestraszyłam się sama siebie.Czyżbympodświadomie pragnęła przywłaszczyć te pieniądze?Suma była znaczna; w życiu nie widziałam tyle pieniędzy.Docholery, to już do tego doszłam? Skutki kilkumiesięcznegobabrania się w świństwach? Zasławska ma zamiar okraśćzłodziei!Przypomniała mi się jedna z sentencji Anieli: od rzemyczkado koziczka. to było do wiersza, na końcu rymował sięstryczek.Zaczęłam analizować swoje ego odetchnęłam; nie, niechciałam tych pieniędzy, nie budziły we mnie pożądania,najmniejszej chęci, aby je zatrzymać dla siebie.Wobec tego dlaczego je wzięłam? Motyw był niejasny,działałam odruchowo.Wiem na pewno, że w pierwszej chwilipowodowało mną oburzenie za takie śmierdzące jajo w pokojuojca.Do czego mogą mi posłużyć? Tylko jako dowód brud-nych afer, uprawianych przez tę spółkę gangsterów,alfonsów i starych stręczycielek.Bo przecież dla tychdziadzków, dla tych zielonych papierków Omerowicz ra-zem z Banaszczakiem popełniają te wszystkie świństwa,dla tych zielonych papierków zmusili do różnych ustępstwmoją matkę!Dom profesora Zasławskiego jest bezpieczną bazą, jegoksiążki można spokojnie nadziewać dolcami, on sam wswoim własnym neseserze, nic o tym nie wiedząc, prze-myci dewizy zdobyte przez kanty, z jego domu przez te-lefon można bezkarnie załatwiać brudne transakcje, uma-wiać kupców, na przykład madame Kulik.A jeszcze paniZasławska firmuje swoim nazwiskiem samochód, służącyim do Bóg wie jakiego draństwa.Ale przeliczyli się, nie wzięli pod uwagę, że córka Za -sławskich dawno już wyrosła z wieku niemowlęcego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]