[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie sposób byłostwierdzić, gdzie się podział.Fulk krzyknął.– Ten kot! Kto go tu wpuścił? Nie cierpię kotów! – Kichnął.– Wynocha! Muszę rzucićzaklęcie przyzwania… Zabierzcie ze sobą to ohydne zwierzę!Pomimo skakania, krzyków i wycieku magicznych substancji musiałam pochylić głowę,by ukryć drwiący uśmiech.Całe Corus wiedziało, że Fulk nie potrafi przyzywać.Gdyby to umiał,zapewne pracowałby na własną rękę jako mag, a nie w budzie.Potem pomyślałam o zagubionym kamieniu.Podobał mi się.Był najlepszą rzeczą wNiższym Mieście, wystarczająco zwyczajną, z maleńkimi kawałkami prawdziwego piękna tam,gdzie nikt by ich nie szukał.Zniknął.Czy mi się to podobało, czy nie, jakiś czworonożny szczurunosił go w dal, by zrobić wrażenie na pani szczurowej.Opuściliśmy gabinet Fulka.Drapek maszerował przodem.– Co się tam działo? – chciała wiedzieć sierżant Ahuda.– Jeśli go zabiliście, musicie namznaleźć nowego.– Żyje i jęczy – odparła Goodwin.– Mamy dosyć zabawy z magiem.Idziemy na DwórŁotra.Gwardziści milczeli, gdy wyszliśmy na ulicę.Drapek zostawił nas samym sobie.Widząc,że moje Psy wyjmują pałki, zrobiłam to samo.Gdy narzucili tempo, które mają chyba wkościach, uspokoiłam się i zaczęłam myśleć.Mój mózg pracował i niemal nie słyszałam, żeniektórzy mijani ludzie wołają: „Rybie Szczenię”.Myśl, która już wcześniej domagała się mojejuwagi, wypłynęła na powierzchnię.Czy moje Psy zauważyły to, co widziałam ja? U Fulkaświatło było bardzo słabe.Tylko ja stałam blisko niego.Na pewno zauważyli.Tak czy owak, mój obowiązek wydawał się oczywisty.Odchrząknęłam.– Gadaj, Szczenię – powiedziała Goodwin.Nie odrywała wzroku od twarzy wokół nas.Tunstall patrzył na okna nad nami.– Eee… Skłamał – stwierdziłam.– Fulk.Wiedział o tym kamieniu coś ważnego.– Dobra z ciebie obserwatorka – powtarzał mi często pan Gershom.– Mów innym, cowidzisz.Dobry Pies ufa temu, co zaobserwuje.Musiałam wierzyć, że Jaśnie Pan wiedział, co mówi.Przełknęłam grudę, którawytworzyła mi się w gardle.– Fulk zrobił się chciwy.Chciał mieć ten kamień, ale nie chciał, byśmy wiedzieli, żeprzedstawia jakąś wartość.– Poczułam, że twarz mi się czerwieni, i pobłogosławiłam półmrok.Dokończyłam mruknięciem: – A przynajmniej tak mi się wydaje.Goodwin i Tunstall przystanęli, więc ja też się zatrzymałam.Potem zrobili coś dziwnego.Goodwin poszperała w sakiewce przy pasie, a jej partner wyciągnął rękę.Położyła na niejmonetę.Podrzucił ją w powietrze, złapał, wsunął do kieszeni i odwrócił się, by spojrzeć na mnie.– Założyłem się z nią o piątaka, że to wychwycisz.Goodwin też się odwróciła, krzyżując ręce na piersi.– Jest zbyt miły.Założyłam się też, że nie będziesz miała odwagi nam powiedzieć.Więcdwa razy się pomyliłam.Tak, widzieliśmy.Wydałam z siebie ciche westchnienie ulgi.Bardzo źle bym zrobiła, gdybym zachowałamilczenie.Uznaliby, że albo jestem zbyt głupia, by obserwować mimikę Fulka, albo zbytnieśmiała, by zgodnie z zaleceniami poinformować swoje Psy.Tunstall przeciągnął palcami po krótko przystrzyżonej brodzie.– Otterkin powiedziała, że ten kamień nic w sobie nie ma.– Z nią jest tak samo, jak z Fulkiem – odparła Goodwin.– Gdyby umiała dokonać magiączegoś więcej niż wygnanie myszy z mąki, nie byłaby Psem.Fulk omal się nie zmoczył, gdy tabłyskotka zaświeciła.– Pokręciła głową.– Niech to licho, że kamyk zginął.Bogowie tylkowiedzą, co jest pod budą.Może węże.Błoto, które zsuwa się prosto do rzeki.Budynek stoi tu odczasu rządów pierwszego króla…Usłyszałam znajome, nieco stłumione miauczenie.Mój kot wydawał ten dźwięk, gdy byłnaprawdę zadowolony z siebie.Poszukałam go wzrokiem.Podszedł do moich nóg i opuścił cośna mój lewy but.Tunstall zgiął się powoli i to podniósł.Nie ważyłam się ruszyć, gdy za pomocą wody zmanierki zmył z błyszczącego kamyka piwniczny szlam i nie wiadomo co jeszcze.Znałamspojrzenie, które para gwardzistów posłała najpierw mnie, a potem mojemu kotu.Często czułamtakie spojrzenie na sobie, gdy Drapek zrobił coś osobliwego.– To tylko kot? Nie jesteś magiczna ani nic? – spytała mnie Goodwin po zbyt długiejchwili milczenia.– Nie patrz na mnie, tylko odpowiadaj, Cooper.– Znalazłam go na stryszku w stajni Jaśnie Pana Starosty, gwardzistko – odrzekłamnajuprzejmiej, jak potrafiłam.– Kociaka o fioletowych oczach.A gdybym była magiem,słyszałabyś o tym.– Często robi dziwne rzeczy, prawda? – odezwał się Tunstall.– Dość często – przyznałam.Podniosłam swojego kota.– Były jakieś znaki, kiedy się urodziłaś? – ciągnął Tunstall zupełnie normalnym tonem.–Zaćmienia, orły w pokoju narodzin, takie rzeczy?Byłam tak zaskoczona, że podniosłam na niego wzrok.Przypominał sowę bardziej niżkiedykolwiek, chociaż nigdy nie słyszałam o sowie, w której oczach pobłyskiwałaby wesołość.– Mój tata stracił miedzianego nobla, bo się założył, że będę chłopcem.Mama mówi, żeto była ostatnia moneta, jaką kiedykolwiek miał.Goodwin wzięła kamyk od partnera i wytarła go o tunikę.– Może ty i…– Drapek – podpowiedziałam.– Drapek – powtórzyła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]