[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najwyrazniej zapomniał o okularach, które tkwiły na czubkugłowy.Mitch przyglądał mu się z daleka.Twarz ojca jak zawszewyrażała łagodne zdumienie.Jeremiah nieco się postarzał.Nocóż, nie widzieli się ponad dwa lata.Wreszcie Jeremiah rozpoznał go i zeskoczył ze schodówjak nastolatek.- Witaj, synu! - zawołał radośnie.- Przybyłeś w samąporę! Zaraz będzie kolacja.- Uścisnął go mocno i poklepał poplecach.- A co dzisiaj serwujesz? - zapytał Mitch, wiedząc, że tympytaniem zrobi ojcu przyjemność.- Sam zobaczysz! Piękny pstrąg z cebulą i pieczoneziemniaki.Mitch uśmiechnął się w duchu.Mógł założyć się o każdąsumę, że takie właśnie będzie dzisiejsze menu.Podobnie jakwe wszystkie inne dni.Kolacje jego ojca nie zmieniły sięprzez trzydzieści pięć lat.- Starczy dla nas obu? - spytał z uśmiechem.- A pamiętasz taką niedzielę, żebym w tym strumieniuzłowił mniej niż pięć pstrągów?Roześmieli się i Mitch poczuł, jak jego serce zalewaprzyjemne ciepło.Jeśli było coś trwałego na tym świecie, tobył to niedzielny połów ojca.- Tak, synu - westchnął Jeremiah.- Zwiat jest pełendobrodziejstw, a ja jestem niezwykłym szczęściarzem.Dobry nastrój Mitcha prysnął jak bańka mydlana.Wpatrywał się w ojca z niedowierzaniem.Miał ochotękrzyczeć: Spójrz, w jakich warunkach żyjesz! To ma byćszczęście?!".Z trudem powstrzymał słowa cisnące mu się na usta, bowiedział, że taka gadanina nie ma sensu, a tylko zepsujenastrój.Rozmawiali o tym setki razy.Co roku wysyłał ojcupieniądze, żeby kupił sobie jakiś mały domek naprzedmieściach Los Angeles lub San Francisco, a Jeremiah coroku oddawał je na cele charytatywne.Wszedł za ojcem do niewielkiego, trzypokojowego domkui od razu otoczyła go gromada kundli najróżniejszej maści iwielkości.Na sfatygowanych meblach wylegiwało się kilkakotów.Mitch poklepał psy i pomyślał, że to kolejnaniezmienna cecha Jeremiaha: od zawsze przygarniałbezpańskie zwierzęta i ratował im życie.Wyciągnął z torby niewielkie pudełko i podał ojcu.- Nie byłem w tym roku na twoich urodzinach, tato.Otwórz, to prezent dla ciebie.- Dzięki, synu, ale najpierw przygotuję ci kolację.Otworzę po jedzeniu.Pół godziny pózniej siedzieli przy stole przyjemnienasyceni i popijali kawę z wyszczerbionych filiżanek.Mitchwdychał cudowny aromat.Tak, Jeremiah zawsze robiłnajlepszą kawę na świecie.Był smakoszem, który znajtańszych gatunków potrafił przyrządzić królewski napój.Na stole stał talerzyk rodzynek i Mitch uśmiechnął się zewzruszeniem.Jako dziecko uwielbiał rodzynki, a ojciec wciążo tym pamiętał.Rzadko wtedy mogli sobie na nie pozwolić.Teraz też zapewne Jeremiah otworzył je specjalnie dla niego.Sięgnął do talerzyka i wsypał sobie w usta garśćbrązowych kuleczek.Wiedział, że ucieszy tym ojca.Jeremiah wreszcie sięgnął po prezent i z namaszczeniemrozpakowywał kolorowy papier.Odłożył na bok wstążki.Mitch był pewien, że jego ojciec przechowuje w domuwstążki od wszystkich prezentów, jakie kiedykolwiek dostał.Potem starannie złożył błyszczący papier i zatrzymał się nachwilę.Wyraznie chciał przeciągnąć moment oczekiwania.Mitch złapał się na tym, że siedząc w ubogiej kuchni,najedzony, w dobrym towarzystwie, z kudłatym psem leżącymu jego stóp, doznał dziwnego uczucia, którego dawno niedoświadczył: czyste, proste zadowolenie.- Mitch! - Jeremiah wyciągnął niebiesko - zieloną koszulęflanelową i zawołał uradowany: - Dziękuję! Jest doskonała,takiej właśnie potrzebowałem.- Cieszę się.Ale tam jest coś jeszcze.- Wskazał nakopertę, w której było tysiąc dolarów.Jeremiah wyjął kopertę i odłożył ją na bok.- Dziękuję, synu.Te pieniądze uczynią wiele dobrego.Mitch poczuł w gardle kulę goryczy.Widać ojciecmiał już plany związane z tymi pieniędzmi, ale niedotyczyły one jego samego.- Tato.- zaczął zdecydowanie, ale po chwili zmieniłzdanie.Jaki sens miało przekonywanie ojca, żeby poprawiłswój byt, skoro wcale nie było mu to potrzebne? - Możenaprawię schody? Widziałem, że deska się złamała.- Nie, Mitchell.Nie po to jechałeś taki kawał drogi, żebypracować.Odpocznij sobie.Westchnął tylko i nie odpowiedział.Nie chciał psuć miłejciszy.Zastanawiał się, skąd się brała ta dziwna mieszankasprzecznych uczuć, które zawsze go tu dopadały.Wszystko wtym domu było takie nędzne i przypominało mu, że od tegowłaśnie chciał uciec.Ale jednocześnie podczas swoichrzadkich wizyt odczuwał niesłychaną ulgę i spokój.Wiedział, że kolejna rozmowa z ojcem nic nie zmieni.Jeremiah był tak łagodnym człowiekiem, że kłótnia z nimprzypominała łajanie czterolatka za rozlane mleko.Jedyne, codo tej pory udało mu się osiągnąć, to powstrzymać ojca odśmierci głodowej na skutek rozdawania wszystkiego innym.Nie rozumiał tej cechy.On sam przez całe swoje dorosłeżycie był całkowicie zajęty budowaniem swojej potęgifinansowej.Teraz, kiedy odniósł sukces, o jakim zawsze marzył, życiego zaskoczyło.Nie było tak cudowne, jak sobie wyobrażał.Nie rozumiał tego i chciał wiedzieć, o co tu chodzi.Od lat żył, wyglądając spełnienia następnego kiedy".Kiedy zarobię pierwszy milion dolarów, będę szczęśliwy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]