[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bardzoszczególnego stopu, który opracowaliśmy w Pasie właśnie do tego celu.Ma dośćdu\ągęstość.Topi się dokładnie w temperaturze czterystu stopni Celsjusza.- I co to ma do rzeczy?-- To proste - powiedział Fuchs, rozkładając ręce.- Tak proste, \e twoiwyrafinowaniprojektanci nawet o tym nie pomyśleli.Patrzył na mnie wyczekująco, jak mój nauczyciel ze szkoły prywatnej, któryzawszemyślał, \e jestem lepiej przygotowany do lekcji, ni\ byłem.Odwróciłem głowę,czując, jakczoło marszczy mi się z koncentracji.Stop metalowy.Po co zabierać balast wpostaci sztabmetalu, gdy schodzi się na powierzchnię.- Na dole jest dość gorąco, by topił się ołów - usłyszałem własne słowa.- Brawo! - Fuchs klasnął w ręce w szyderczym aplauzie.- Ale nie rozumiem.- Wreszcie załapałem.- Sztaby stopu wchłoną ciepłowewnątrzstatku.- No właśnie! A ja wydmuchnę stopiony metal za burtę, tym samym pozbywając sięciepła.- Ale to będzie działać, dopóki nie skończą się sztaby.- Zgadza się.Obliczenia wskazują, \e mogę spędzić na powierzchni jedną godzinę.Mo\e nawet siedemdziesiąt, siedemdziesiąt pięć minut.Ale nie dłu\ej.- To.- szukałem słowa - to genialny pomysł.- Jeśli wypali - burknął.- Jeśli nie, to będzie znaczyć, \e był kretyński.Musiałem się roześmiać.Ale on patrzył ju\ poza mnie, poza Hekate i tę małą komorę.- Zamierzam tam zejść, Humphries, do samego piekła.Będę pierwszym człowiekiem,który dotrze na powierzchnię Wenus.śywy czy martwy, nikt nie odbierze mi palmypierwszeństwa.Pierwszy człowiek w piekle!Szczęka mi opadła.Spoglądał w przyszłość, delektował się nią.Nic innego niemiałodla niego znaczenia.Absolutnie skupiony, ściągał usta w grymasie, który mógłbyć wyrazemuniesienia albo wyzwania.I nie prze\uwał pigułek.- To ironiczne, prawda? - podjął, płonąc z oczekiwania.- Osiągnęliśmy szczytwiedzy,praktycznie wyeliminowaliśmy starzenie się, przepędziliśmy śmierć.Mo\emyzachowaćmłodość i \yć, jak długo chcemy! I co robimy? Stajemy na głowie, \eby dotrzeć napowierzchnię piekła.Nadstawiamy głupie karki w dzikich eskapadach, jakie mógłbyprzedsięwziąć tylko wariat! Taka jest ludzka natura.Odjęło mi mowę.śadne słowa nie mogły by dorównać jego niepohamowanej,maniackiej pasji.Wreszcie pokręcił głową, wziął się w garść.- Dobra, idziemy.Nie mam czasu do stracenia.- Wskazał kciukiem drabinkę, którawiodła do śluzy.Gdy szliśmy do jego kabiny, zastanawiałem się, dlaczego zawracał sobie głowępokazywaniem mi Hekate.Z dumy? Czy chciał, \ebym podziwiał ten stateczek ipomysłowość projektantów? Jego pomysłowość, rzecz jasna.Tak, pomyślałem, gdy zbli\yliśmy się do mostka, chciał się przed kimś popisać.Przede mną.I najwyrazniej odzyskał dawną siłę.Nie dostrzegłem w nim cienia niepewności czyniemocy.Nie mógł się doczekać, by usiąść za sterami Hekate i polecieć napowierzchnięWenus.Potem mnie olśniło.Przyprowadził mnie na dół nie tylko po to, \eby pokazać miswójstatek.Chciał pokazać, o ile jest mądrzejszy i silniejszy ode mnie, chciałutrzeć mi nosafaktem, \e on zjedzie na powierzchnię i zdobędzie nagrodę, podczas gdy ja będęsiedzieć naLucyferze jak bezradny, nieszczęsny półgłówek.Zawrzałem z nienawiści do tego człowieka.I, prawdę powiedziawszy, rozkoszowałemsię tym uczuciem.Zdałem wachtę na mostku, a potem wróciłem do stacji pomp.Fuchs kazał krą\yć nadwrakiem, jakieś pięć tysięcy metrów nad sterczącymi szczytami, które otaczałyto, co zostałoz mojego brata i jego statku.Walczyłem z narastającymi sygnałami alarmowymi, które moje ciało słało do mózgu.Przez całą wachtę przy pompach czułem, jak mrowienie i słabość w nogach powolirozprzestrzenia się na ręce.Widziałem jak przez mgłę, niezale\nie jak częstoczy mocnoprzecierałem oczy.Oddychanie wymagało siły woli, inaczej klatka piersiowa niechciała siępodnosić.Czułem wewnętrzny chłód i dreszcze.Wytrzymałem całą wachtę, ale wiedziałem, \e bez pomocy długo nie pociągnę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]