[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widocznie tak bardzo się zmieniłam, żemoże mnie rozpoznać jedynie milicja.A i to wyłącznie po odciskach pal-ców.W myśli podziękowałam przebywającemu w zaświatach Stasowi.Boto przecież dzięki niemu tak się zmieniłam.To on zmusił mnie doupodobnienia się do Ałły Kodriny.No tak, kurka wodna! Zabójczyni-prostytutka, która ulotniła się z pokoju denata, była znacznie bardziejpodobna do Ałły, niż teraz do mnie: z ekstremalną fryzurą i nieoczeki-wanie odkrytym nimfomańskim zamiłowaniem do rozmyślań.Wszędziei o wszystkim.Usiedliśmy przy tym samym stoliku, przy którym jeszcze niedawnosiedział Kalu Kullemiae.Nadal stała tu jego szklanka i niedopita butelkakoniaku.Wszędzie poniewierały się skorupki po pistacjach.Najwyraź-niej barman był tak pochłonięty Agathą Christie, że całkiem zapomniał oswoich obowiązkach i nie zdążył posprzątać po kliencie.Aurel rozsiadł się naprzeciwko mnie, położył na stole żylaste ręce ipochylił głowę.- Ile masz lat? - zapytał.- Dwadzieścia sześć.- Od dawna zajmujesz się dziennikarstwem?- Nie, od niedawna.A co to, przesłuchanie?- Powiedzmy.Dziennikarstwo do ciebie nie pasuje.I ta fryzura rów-nież.- Tak? - udałam obrażoną.- A inni mówili, że mam piękny kształtgłowy.- Głowę to masz piękną, ale fryzurę nie bardzo.Chcesz pojechać zemną do Kiszyniowa?- W jakim charakterze?- Jako moja współpracownica.Już ci mówiłem, że masz niebywałynos do alkoholi.Jeszcze trochę cię podszkolę i możesz zostać degustato-rem.Będziesz w stanie sama zestawiać bukiety win.To jak?- Nie wiem.- Zgódź się, dziewczyno.Winnice są najlepszym miejscem na ziemi.„Nie patrzcie na mnie, żem śniada, że mnie spaliło słońce.Synowie mejmatki rozgniewali się na mnie, postawili mnie na straży winnic” - wyre-cytował z pamięci.- Pieśń nad Pieśniami.Pieśń nad Pieśniami.To chyba ta z Biblii.A może się mylę.Gdy-bym była Montezumą, wiedziałabym, co mam mu odpowiedzieć.Możebym mu nawet zawtórowała w tych jego poetyckich wynurzeniach.Jed-nak nie byłam Montezumą, dlatego też zapytałam po prostu:- A co dalej?- Ale co?- Po tym, jak mnie postawili na straży winnic?Aurel uśmiechnął się pod wąsem.- Złapałaś mnie.Za twoim pozwoleniem: „A ja mej własnej winnicynie ustrzegłam”.Aluzja była bardziej niż wymowna.Z wyrzutem powiedziałam więcMołdawianinowi:- A widzi pan!- Ale ty nie jesteś Sulamitką, a ja nie jestem Salomonem.Pozostająwięc jedynie winogrona.Bez żadnych podtekstów.- Da mi pan trochę czasu na zastanowienie?- Wyjeżdżam stąd za trzy dni.Zacznij więc myśleć już teraz.Z braku innego wyjścia, zaczęłam myśleć na oczach mojego niespo-dziewanego przyjaciela i opiekuna.I im dłużej się zastanawiałam, tymbardziej atrakcyjny wydawał mi się ten pomysł.Atrakcyjny, a zarazemniemożliwy do zrealizowania.Przecież, po pierwsze, nie byłam dzienni-karką Rimmą Karpuchową.Po drugie, nie miałam żadnych dokumen-tów.Po trzecie, milicja z pewnością obstawiła drogi wyjazdowe z miasta iczekała na mnie z moim portretem pamięciowym.I wreszcie, po czwar-te: nadal nie miałam pewności, kim tak naprawdę jest Aurel Czorbu -przebiegły Mołdawianin, cygański baron i jeden z kilku kandydatów doroli mordercy.Jeśli nóż w zakrwawionej piersi Olewa Kiwi to była jegosprawka, będzie ze mną krucho.Bo przecież nie mógł mnie wtedy niezauważyć w łóżku z maestro.W takim wypadku wiadomo już, dlaczegonamierzył mnie w tłumie w „Casa Mare”.I tutaj przywiózł.A teraz bawisię ze mną w kotka i myszkę.- Dlaczego pan tak na mnie patrzy? - zapytałam drżącym głosem.- Czekam na odpowiedź.- Nie mogę tak od razu.- W wieku dwudziestu sześciu lat należy się decydować od razu.Gdymiałem dwadzieścia sześć lat, rzuciłem aspiranturę i wyjechałem nawieś.I do tej pory tam mieszkam.I wciąż jestem szczęśliwy.A teraz chcęuszczęśliwić także ciebie.- A może ja już jestem szczęśliwa.Skąd pan może o tym wiedzieć?- Nie sądzę, żebyś była szczęśliwa - uniósł mój podbródek.Szarpnęłam głową, uwalniając się z uścisku jego palców i zahaczyłamłokciem pustą szklankę Kalu.Ta potoczyła się w dół, ale, wbrew moimoczekiwaniom, wcale się nie rozbiła.Wlazłam po nią pod stół.I zostałamtam przez kilka dobrych chwil.A wszystko przez to, że obok szklanki iskorupek po pistacjach dostrzegłam kolorowy skrawek papieru.Odru-chowo, sama nie wiedząc dlaczego, sięgnęłam po niego i wsunęłam sobiedo kieszeni.Jeśli tak dalej pójdzie, to wkrótce moje kieszenie przekształ-cą się w miejskie śmietnisko.W końcu złapałam szklankę, wyszłam spod stołu i spojrzałam na Au-rela.- Zdążyłem się już za tobą stęsknić - wymruczał.- Coś długo tam za-bawiłaś.Znalazłaś coś ciekawego?- Nie, niczego ciekawego nie znalazłam.- domyślność Czorbu zaczę-ła mnie już przerażać.- Na czym to stanęliśmy?- Na tym, że nie jesteś szczęśliwa.- Niech pan mnie uważnie posłucha - podniesiona karteczka wypalałami kieszeń.- Nie bardzo rozumiem.Dlaczego się pan tak o mnie trosz-czy?- Ponieważ mi się podobasz.Ponieważ chcę zdobyć ten nos - ponow-nie wyciągnął rękę w stronę mojej twarzy.Teraz jednak byłam na to przygotowana i w porę się uchyliłam.Myślałam tylko o jednym.Jak się stąd urwać i w spokoju obejrzećswoją zdobycz - ten pioruński kawałek papieru, który wprost rozsadzałmi kieszeń.* * *Miałam wrażenie, że ta noc nigdy się nie skończy.I że do końca życiazostanę w tym cholernym hotelu.Na szczęście nic nie trwa wiecznie,więc wreszcie doczekałam się upragnionego świtu.Aurel odprowadził mnie do Prospiektu Kamiennoostrowskiego, prze-kazał w ręce pierwszemu napotkanemu taksówkarzowi siedzącemu wużywanym volkswagenie i wcisnął mi na pożegnanie butelkę koniaku„Biełyj Aist” w wersji eksportowej.Obiecałam, że wieczorem zadzwonię do „Casa Mare” i nawet zdoby-łam się na pocałowanie go w wąsy.I zapomniałam o nim natychmiast, kiedy tylko zatrzasnęły się za mnądrzwiczki samochodu.Ta noc była wyjątkowo udana.Zdobyłam wiele cennych informacji,które czekały teraz na przetrawienie i wykorzystanie w śledztwie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]