[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.3.Kelner-oferma z kolacją.4.Ponownie Kalu.Natrętny jak przedstawiciel sekty „ŚwiadkowieJehowy”.5.Dwaj poranni ochroniarze.6.Po raz drugi kierowca Giena.Razem dziewięciu.Dziewięć osób bez chwili namysłu zezna przed or-ganami śledczymi, że spotkałam się z żywym Olewem Kiwi i w krótkimczasie zrobiłam z niego nieboszczyka.Z kolei śledczy szybko dojdą dotego, czym tak naprawdę się zajmuję.I wyznaczą mi sadomasochistycz-nego adwokata z urzędu.Dlaczego, do jasnej cholery, wszyscy przed-stawiciele tego poważanego zawodu wydają mi się sadomasochistami?!Adwokat jako linię obrony przyjmie: przekroczenie obrony koniecznej.Albo chwilową niepoczytalność, spowodowaną zapewne moją egzotycz-ną pracą.Cudowna perspektywa, nie ma co!A potem na świadków zostaną powołane dwie staruchy, które opo-wiedzą, jak oskarżona Sulejmienowa opuszczała dom przy ulicy Suwo-rowskiej w stanie silnego zdenerwowania.Nie, nie dam rady się wybronić.Za żadne skarby świata nie uda mi sięz tego wykaraskać.Utwierdziłam się w tym przekonaniu jeszcze bardziej, gdy na ekranietelewizora pojawił się zwiastun bloku informacyjnego.Jako pierwsząpodano potężną bombę: dzisiaj rano w pokoju hotelowym znalezionozwłoki Olewa Kiwi, światowej sławy wiolonczelisty.W mieście podjętonatychmiast akcję, mającą na celu zatrzymanie przestępcy (cha-cha), aleniestety nie udało się go do tej pory zatrzymać (hi-hi).Prokuratura roz-patruje kilka wersji wydarzeń i dysponuje już rysopisem prawdopodob-nego mordercy.Osoba zabójcy jest w toku ustalania.Portret pamięciowy był dość udany.W każdym razie, od razu pozna-łam w nim siebie, przebraną za Ałłę Kodrinę.No, to teraz już naprawdę leżę martwym bykiem.To koniec.Widać,że milicja się zawzięła.Odnalezienie mojego mieszkania zajmie im naj-wyżej kilka godzin.W końcu nie tak często w Petersburgu mordowani sąświatowej sławy wiolonczeliści.Najpierw ogarnęło mnie odrętwienie, potem wściekłość, a następnierozpacz.Kiedy się ocknęłam, stałam już przed otwartą szafą, gorączkowowyszukując odpowiednie ubranie.Ucieczka.Jedyny rozsądny pomysł.Przynajmniej na tę chwilę.Niestety, wszystkie moje ciuchy nadawały się tylko do ucieczki podprysznic po odbytym stosunku.Prowokacyjne sukienki, mikroskopij-nych rozmiarów bluzeczki, zasłaniające co najwyżej połowę piersi, wy-uzdane spódniczki, zlewające się w ekstazie z linią bioder.Pończochy zeszwem, pończochy bez szwu, całe pudło rajstop i.bielizna, bielizna,bielizna.No po kiego czorta potrzebne mi było tyle bielizny?!To, czego szukałam, znalazłam na wieszaku w przedpokoju: dżinsy, wktórych zwykle wynosiłam śmieci, i koszulkę Leszyka, którą już dawnozamierzałam wyrzucić.Teraz cała reszta: dwa eksperymentalne kremyprzeciwko zmarszczkom, lifting, żel, kosme.Nie, kosmetyki mi się ra-czej nie przydadzą.I znów zaczęłam płakać - i płakałam tak długo, aż doszłam do kom-promisu: z kosmetyków wezmę tusz, szminkę i puder (można podążaćw nieznane z absolutnie gołym tyłkiem, ale z gołą twarzą to już byłabyprzesada!).I krem.Tylko jeden krem.Jeden jedyny.Następnie wygrzebałam wszystkie posiadane pieniądze.Zebrała sięcałkiem przyzwoita suma: gdzieś około dwóch tysięcy dolarów.Plus trzy sturublowe banknoty, które leżą w mojej torebce.Razem z nożem.Nóż trzeba wyrzucić przy najbliższej okazji.Do śmietnika.Do kanałuMurińskiego.Do Newy, jeśli uda mi się tam dotrzeć.Gdziekolwiek.Otworzyłam torebkę (po raz ostatni otwierałam ją jeszcze w hotelu naKriestowce), wyjęłam pognieciony kłąb papieru toaletowego i wyciągnę-łam nóż.I zamarłam.Nóż, który skrywał w sobie tajemnicę śmierci Olewa Kiwi, był najbar-dziej niezwykłym nożem, jaki w życiu widziałam.Prawdę mówiąc, to niebył nawet nóż.Już raczej sztylet.W rękojeść, wykonaną w kształcie ja-kiegoś kwiatu, wstawiony był pokaźnych rozmiarów kamień.Wyglądałjak prawdziwy diament.Wszystko zatrzęsło mi się w środku na widokjego lśniących krawędzi.Trzeba się skonsultować z jakimś jubilerem, a nuż mam rację i tenkamień jest naprawdę cenny?! Można byłoby go wyjąć i podzielić namniejsze.Popukałam się w czoło: naprawdę masz coś z głową, Warwaro! Znala-złaś sobie odpowiednią chwilę na marzenia o jubilerze i wielkich bogac-twach!Zwymyślałam sobie w duchu od idiotek, ale czułam, że nie będę wstanie rozstać się z tym nożem ani na chwilę.Cholernik miał nade mnąjakąś dziwną władzę.Nawet członek w porównaniu z tym stalowym ide-ałem tracił wszelki urok i wyglądał jak pomyłka przyrody.Z trudem ode-rwałam dłoń od noża, po czym ponownie zawinęłam go w papier, wsunę-łam do skarpetki i włożyłam do torebki.Nie ulegało żadnej wątpliwości,że nóż będzie ostatnią rzeczą, z jaką się dobrowolnie rozstanę.To znacznie zmniejsza moje szanse na wyjście z opresji [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed