[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Loki zatrzymał motor koło mercedesa i wyciągnął z olstra obrzyna.Zakręcił nim,wycelował w ziemię i włożył do umocowanej przy udzie kabury.Wokół jego pojazdu zaczęłygromadzić się okoliczne dzieciaki, barwnym slangiem komentując to harleya, to spluwę.Kilkoro rzuciło też parę pełnych podziwu komentarzy o samym przybyszu, choć te z racjiprzewagi czarnoskórych utonęły w morzu rasistowskich wyzwisk.Kłamca obrzucił przelotnym spojrzeniem siedzącego po przeciwnej stronie ulicymężczyznę i pewnym krokiem ruszył w stronę budynku.Nagle, tknięty jakimś dziwnymprzeczuciem, zawrócił, minął garstkę dzieciaków, przekroczył jezdnię i stanął tuż przyławeczce.Grubas uniósł głowę.- Czy mogę w czymś pomóc? - zapytał z nutką lęku w głosie.Loki uśmiechnął się.- Ma pan może wykałaczkę?Napięcie spełzło z twarzy siedzącego, nadal jednak lekko drżały mu ręce i nogi.- Nie, ale mam zapałki i scyzoryk - odparł, sięgając do kieszeni.- Jak się obetnie główkę zsiarką, niemal nie widać różnicy.Chce pan?Kłamca pokręcił głową.- Nie lubię prowizorki.Ale chciałem spytać o coś jeszcze.Nie wie pan, czy zastałem RosieMcNugget?Nieco zmieszany mężczyzna odruchowo zerknął w stronę okien, którym przyglądał się odrana.Jedynych okien w tym budynku z firankami i.z całymi szybami.- Nie wiem.Też na nią czekam.Mam jej do.Cios w skroń pozbawił go przytomności.Grubas osunął się z ławki wprost na stos skorupekpo orzechach.- Tylko tyle chciałem wiedzieć - powiedział Loki i ruszył w stronę kamienicy.Gdyprzeszedł koło motoru, dzieciaki zgotowały mu gorącą owację.* * *- Zobacz, co tam się dzieje - polecił mężczyzna siedzący naprzeciw Rosie, nawet na ułameksekundy nie spuszczając jej z oka.Jeden z jego milczących kumpli podszedł do okna.Druginatychmiast przesunął się, zasłaniając drzwi swoimi plecami.Dojrzawszy minę Rosie,wyszczerzył pożółkłe zęby.- To tylko dzieciaki - usłyszeli po chwili.- Gapią się na jakiś motor.Siedzący podrzucił monetę i złapał ją tuż nad ziemią, choć ani na chwilę nie oderwałwzroku od przestraszonej kobiety.- Mam nadzieję, że nie siedzą na masce naszego wozu, bo jeżeli tak, to.Skończyć nie zdążył.Rozległ się potworny huk i mężczyzna strzegący wejścia nagleprzycisnął ręce do brzucha, a chwilę pózniej leżał już na podłodze z drzwiami na plecach.Jegostojący przy oknie towarzysz odwrócił się.Zdążył tylko dostrzec szczupłego mężczyznę wskórzanej kurtce i z obrzynem w ręce.Nic więcej już nie zobaczył, bo wielka giwera plunęłamu śrutem prosto w twarz.Siedzący na sofie miał więcej szczęścia i rozumu niż jego towarzysze.Rzucił się napodłogę za sofą, mocnym szarpnięciem zmuszając do tego samego Rosie.Wyszarpnął broń zkabury i wetknął ją dziewczynie pod brodę.- Zabiję ją, jeśli się zbliżysz! - wrzasnął.Cały spokój i pogoda ducha, z jaką prowadziłrozmowę, zniknęły w jednej chwili.Odgłos podkutych butów przybysza zdawał się być corazbliższy.- Tylko nie postrzel jej w sposób uniemożliwiający zabawę - poprosił z rozbawieniem Loki,cicho przeładowując broń - a wszystko będzie w porządku.- Czego chcesz?! - rozległ się kolejny wrzask zza sofy.Kłamca pochylił głowę i zamknął oczy.Pod jego powiekami zaczęły krążyć zapomnianesłowa zapomnianego języka.- Przejeżdżałem obok i zastanawiałem się, ile może palić taki mercedes.I jak bardzo możnago rozbujać - rzucił dla niepoznaki nieco drętwym głosem.Słowa pod jego powiekami zaczęłyukładać się w zdania, a te z kolei w obrazy.Jeszcze tylko chwila i.Był gotów.* * *Pomimo uwierającej ją w podbródek lufy, Rosie ucieszyła się z takiego przebiegu sytuacji.Nieważne, kim był ów nowy przybysz, czy tajemniczym supermanem, czy też kolejnymwierzycielem jej męża - był zwykłym facetem, nie bubkiem w garniturze, a to zawsze dawałojej jakąś szansę.%7łeby tylko nie dał się.Wtem zobaczyła jego głowę wychyloną zza oparcia sofy.Wstrzymała oddech, modląc sięw duchu, by jej oprawca niczego nie zauważył.Jeszcze tylko kawałek, jeszcze tylko.Nagle przestała czuć chłód lufy.Broń śmignęła jej tuż przed oczami i wypaliła dwukrotnie.Tajemniczy przybysz padł na ziemię zalany krwią.Szef mafijnych egzekutorów poderwał siębłyskawicznie, raz jeszcze wypalił do zwłok i z uśmiechem poprawił marynarkę.- Na czym to skończyliśmy? - zdążył zapytać, zanim jego głowa zmieniła się w coś nakształt przegniłego arbuza zrzuconego z wieżowca.Obryzgana krwią i kawałkami mózgu Rosiez całych sił zmuszała się, by nie wrzeszczeć.Zamknęła oczy.Gdy je otworzyła, sofa była odsunięta, a przed nią stał wybawca, tajemniczy przybysz, całyi zdrowy.Zerknęła w stronę okna.Jego zwłoki nadal tam leżały, z tym że teraz stawały sięnieco niematerialne i mogła przez nie zobaczyć błysk leżącego na podłodze kolczyka, któryzgubiła w zeszłym miesiącu.- Jasna cholera - westchnęła tylko, nim zemdlała.Samo południeZastępca szeryfa Taylor kołysał się na krześle, nerwowo bębniąc palcami o blat biurka.Zcałego serca nienawidził takich sytuacji.Jego uczucie było tym silniejsze, że od kiedy pięć lattemu znalazł robotę w tym miasteczku, zdarzały się one nagminnie.Zrednio raz na tydzieństawał przed wyborem: lojalność wobec szefa bądz.no właśnie, kogo? Społeczeństwa?Siebie? Ideałów?Zwykle jego myśli docierały do tego właśnie momentu, po czym zastępca Taylorpodejmował zawsze tę samą decyzję.Tak było i tym razem.Pochylił się nad biurkiem i nacisnął przycisk interkomu.Czekał przez chwilę, a jego palcejęły uderzać w biurko coraz szybciej.Może to znak, żeby jednak się wycofać? Może.Z głośnika dobiegł najpierw cichy chichot, a zaraz potem bas szeryfa.- Czego?Taylor przełknął ślinę.- Mamy wezwanie, szefie.Dzwonił pewien dzieciak i mówił, że u niego w domu są jacyśgoście i straszą mu matkę.Podobno wyglądają groznie i.- Jak myślisz, Taylor, co mnie to obchodzi? - zapytał mocno znużony głos.- Standardowaprocedura, kurwa, czy wszystko muszę powtarzać po tysiąc razy?Coś w głowie zastępcy kolejny raz zaproponowało mu wycofanie się.Mało brakowało, atym razem posłuchałby tej myśli.- Znam procedurę, ale doniesienie pochodzi z domu Rosie McNugget.Szeryf nie odpowiedział
[ Pobierz całość w formacie PDF ]